moja strona świata

opowieści


Czerwiec 15, 2018

Berlin, lieb sein bitte

Berlin

Szaleństwo kontrolowane

Berlin epatuje niesamowitą energią. Jest świetnym tłem do czucia się dobrze. Otacza cię aurą, delikatnie popychającą w stronę fantastycznych przeżyć; sprzyja ci. To taka transparentność wspomagająca bycie kimś, a jednocześnie nie dająca ci nadziei, bo tę musisz mieć już w środku. Na starcie.

Na stracie spotykasz też ludzi, mnóstwo ich. Dystrykty Berlina zmieniają się wraz z przekroczeniem paru metrów, drastycznie transformują się ulice, chodniki, roślinność, sklepy, witryny, domy, ludzie, ich twarze, zachowania, ubrania, kolor skóry. Niewinny parogodzinny spacer na wskroś miasta może naszkicować delikatne spektrum prawdziwych warunków życia konkretnej grupy społecznej. W Berlinie każdy zakątek świata ma swoich reprezentantów. Głównie tych goniących za godnym życiem, ale to kwestia znana i powszechnie rozumiana.

BERLIN

Nie ocenimy cię, nie będziemy mieli nawet zdania

Kolorowe włosy; ich brak; kolczyki w ulubionym miejscu ciała; D&G, Prada, Gucci, Chanel vs. podarte bluzy z Primarku; tatuaże na czole; kokaina w portfelu; śpiewanie w metrze; żebranie, dawanie.

Miejsca, kolorowe, pokryte zawiłymi graffiti; murale głoszące coś. Refleksyjność towarzyszy mieszkańcom na każdym kroku- spuścizna historyczna ciążąca na tym mieście zobowiązuje. Prywatnie- doceniam historię, staram się wspominać, czcić miejsca i ludzi zajmujących miejsce na kartach dziejów świata. Na przykład spacer przy East Side Gallery to wulkan emocji, jakiejś zadumy, która delikatnie cię poddusza. Jest wiele miejsc w Berlinie mających kolosalną wartość historyczną; jest wiele okazji w Berlinie do przeanalizowania pewnych zjawisk- niecałe 30 lat temu przez środek miasta przebiegał mur dzielący ludzi, kultury, przekonania, poglądy, styl i jakość życia, a dziś w jednym mieszkaniu na dzielnicy zamieszkanej głownie przez Turków pokój wynajmuje Indonezyjka ze współlokatorką z Kanady. Nie ma Berlińczyków w Berlinie. Nie wiemy, gdzie są.

Wymiany barterowe

Faktem jest, że Berlin mimo wielości atrakcji, ludzi, muzyki, narkotyków jest miejscem dość samotnym. Umówmy się, zagrzewają tu miejsce ludzie, którzy w jakiś sposób nie potrafili się dopasować. Każdy z nich jest na ścieżce do odkrycia własnego ja, własnego miejsca i comfort zone’u. Ta ścieżka jest trasą wyludnioną lub/i kipiącą przypadkowymi przechodniami. W związku z tym Berlin stara się być miły. Bardzo miły. I uprzejmy. Bo samotność bardzo tam doskwiera czasem. Dlatego Berlin poda ci pomocną dłoń- zaprowadzi do włoskiej restauracji pełnej energetycznych, krzyczących, roześmianych Włochów serwujących niekończące się porcje antipasti i eternalne strumienie aperolu i czerwonego wina; wpuści (lub nie) do techno klubu, byś mógł potańczyć i zapomnieć o życiu na trzy dni, pozwoli posiedzieć na ciepłej trawie i słuchać śpiewu ptaków w parku o dowolnej porze dnia i nocy; da pracę, nawet bez języka; pozwoli grać na instrumencie w ciemnych otchłaniach metra, by zafundować sobie ciepły posiłek (lub zimnego drinka). Powierzchowne. Ale pomocne, podnoszące na duchu. A to czasem wystarczy. Ciepły uśmiech, rozmowa po angielsku, pomoc w wybraniu dobrej kawy. I ty też to zrobisz; prędzej czy później staniesz się tam pomocną dłonią dla kogoś.

berlin

Nowy Jork Europy?

Raczej nie. Owszem, jest tak zwany hustling, jest bieganie po mieście, są deadline’y, jest mnóstwo energii, sztuki, spotkań i biznesów, ale ludzi są w tym całym odmęcie bardzo racjonalni, trzeźwi i twardo stąpający po ziemi. Kalkulują, tworzą plan, robią progres, odnoszą sukces lub ponoszą porażkę, po której po prostu opracowują odmienną strategię- postawa godna podziwu. Nieustraszeni i niezmąceni. Szanuję. Wyznają zasadę slow-life, celebrują posiłki, piją kawę ze znajomymi w środku dnia, w odległym punkcie miasta w środę popołudniu. Nie śpieszą się, mądrze zarządzają czasem i życiem w ogóle. Balansują strony swojego życia- raczej nie stawiają wszystkiego na jedną kartę i nie oddają się w pełni jakiejś idei.

Nowy Jork nie jest przemyślany. Berlin jest z kolei zbyt mądry. W Nowym Jorku ludzie pędzą z głową w chmurach. Szturchną cię ramieniem, jeśli stoisz na drodze; udadzą, że nie słyszą, kiedy zapytasz o drogę- ich sprawy są ich priorytetem. Nie zrozumcie mnie źle, tu nie chodzi o wyrachowanie i arogancję, bardziej o szczere dążenie do celu i autentyczną pogoń w swoich sprawach; ludzie szczerze zignorują cię, kiedy będą akurat w biegu za czymś ważnym, ale i szczerze uśmiechną się i dodadzą otuchy, gdy będą czuć, że to w tej chwili ich obowiązek. To ma swój urok. Jest bardzo prawdziwe. Uczy pokory, wiary w siebie i w innych ludzi.

Osobny artykuł w pełni poświęcony odsłonom Nowego Jorku jest tu.

Chcę, ale nie umiem cię pokochać

Berlin czaruje; zaprasza; wzbudza respekt, życzliwość, czasem gniew; daje nadzieje, odbiera ją; uczy pokory, kultury, walki o swoje; pokazuje, jak bardzo historia może zostać przekłuta w parę monumentów, fotografowanych przez turystów, ignorowanych przez tubylców. Ma w sobie luz, parę wyjść awaryjnych, planów B, pokus, możliwości, dziwactw i różnorodności. Nie ma przytulności, ma bezpieczeństwo; nie ma ryzyka, ma przewidywalność. Nie ma emocjonalności, ma racjonalność. Klimat miły, ale niedający się pokochać, w jakiś sposób odpychający przez swoją powierzchowność.

Fajnie wpaść.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *